Historię czasem mamy na wyciągnięcie ręki, czasem na wyciągnięcie... języka. Język, którym posługujemy się dziś, przechowuje to, co było wczoraj. Ale czy zawsze jesteśmy tego dogłębnie świadomi?
Weźmy jako przykład popularny zwrot, że „coś spaliło na panewce”. Wiemy, co to znaczy – nie udało się, nie powiodło, choć sam początek był obiecujący. Wiemy też mniej więcej, skąd się wzięło, jaki jest kontekst historyczny, że chodzi o dawną broń palną, która po naciśnięciu spustu nie do końca wypaliła, spalił się tylko proch na jakiejś panewce. Więc niby nie jest źle, bo i rozumiemy ten stały związek frazeologiczny, i posługujemy się nim poprawnie, ale czy nie byłoby wskazane, dla pogłębienia wiedzy o własnym języku, a zarazem historii, ten kontekst historyczny lepiej rozpoznać?
Taką możliwość daje jedna z naszych wystaw czasowych, na której dawnej broni palnej bez liku. Broń długa, broń krótka, głównie skałkowa, choć zawieruszył się jeden pistolet kapiszonowy, czyli nowocześniejszy od skałkowych, oraz trzy lontowe strzelby – starszego typu i w porównaniu ze skałkowymi bardzo zawodne. W sumie spory oddział można by tą bronią wyposażyć.
Zatem przyjrzyjmy się temu pistoletowi skałkowemu na zdjęciu i jego skałkowemu zamkowi, który został wynaleziony na początku XVII wieku najprawdopodobniej we Francji i był przełomowym wynalazkiem w historii wojen, wypierając zamki lontowe i kołowe.
Panewka z naszego frazeologizmu to jest ten rowek pośrodku, pomiędzy kurkiem po lewej i krzesiwem po prawej stronie. Z panewki prowadzi mały otwór do komory nabojowej. Kurek (przypominający swoim kształtem koguta – stąd nazwa) w swoim „dziobie” – określenie „szczęki” jest oczywiście bardziej właściwe – trzyma zaciśniętą skałkę, był to najczęściej kawałek krzemienia, specjalnie obrobiony, albo jakiegoś innego kamienia, który też nieźle się nadawał do krzesania. Skałka, aby się nie wyśliznęła z tego zacisku szczęk kurka, mimo że mocno przykręcona śrubą, oprawiana była w metal albo inny materiał. Widzicie Państwo na zdjęciu wszystko jak na dłoni, również tę oprawioną skałkę, która się uchowała. Po przeciwnej stronie znajduje się krzesiwo (to ta stalowa płytka), w które skałka uderzała, krzesząc iskry. Kiedy pistolet był nabity, strzelec sypał jeszcze proch na panewkę i zamykał ją krzesiwem, dzięki czemu deszcz był niestraszny tej broni (zamki lontowe miały odsłonięte panewki). I tak, gotowa do użycia, z kurkiem zablokowanym w pozycji pośredniej, broń czekała na odpowiedni moment. Chodzi o to, że nie musiała być ładowana tuż przed pierwszym wystrzałem, na gorąco i w nerwowym pośpiechu. To było bardzo wygodne. Chcąc oddać strzał, piechur bądź husarz (poręczny pistolet dawał właśnie możliwość korzystania z broni palnej również jeźdźcom) odwodził kurek (odciągał do tyłu) i naciskał spust. Kurek ze skałką spadał na krzesiwo, które nieco się odchylało, odsłaniając panewkę. Na panewkę sypały się iskry, proch wybuchał, a płomień, który przenosił się przez otwór, zapalał główny ładunek w lufie. Co się jednak działo, gdy otwór był zatkany, bo niedbały strzelec go nie przetkał, nie oczyścił, a zaległy w nim paprochy? Niewiele. Wtedy właśnie „spalało na panewce”. I stąd wziął się nasz frazeologizm, który przeniósł sens militarny na pozamilitarne sfery życia, w których też nierzadko dochodzi do jakiegoś rodzaju walki, nie zawsze sportowej.
Czasem na przykład jakiś wredniak życzy sobie, aby nam coś spaliło na panewce, aby jakiegoś ambitnego projektu, którego się podjęliśmy dla dobra wspólnego, nie udało się nam zrealizować. Zastanawiamy się wtedy, czy mamy to puścić płazem, czy powinno temu komuś ujść to płazem. I oto kolejny frazeologizm militarny związany z dawną bronią! Na który przez pryzmat naszej wystawy spojrzymy w następnej pogadance.
Powodzenie!
Niepowodzenie!