Dwa obrazy, jedna książka...

Dwa obrazy, jedna książka...

W pracowni pani Karoliny Jarkiewicz na sztalugach dwa obrazy, a w jej rękach – książka. Cóż to za zestawienie? Nieprzypadkowe.

Data publikacji:

Obrazy te, będące w posiadaniu naszego muzeum jako depozyt i czekające właśnie na zabiegi konserwatorskie, to „Bujność wzrostu” i „Silnik biologiczny II” – samego Alfreda Lenicy! Książka zaś, którą przy okazji prezentuje nasza pani konserwator, zatytułowana „Byli sobie raz” to opowieść wspomnieniowa Marii Konwickiej o dwóch artystycznych rodzinach, z których się wywodzi: Konwickich i Leniców, oraz ich rozlicznych kontaktach, znajomych, przyjaciołach ze świata kultury. Maria Konwicka jest bowiem córką Tadeusza Konwickiego, którego czytającym książki i znającym choćby pobieżnie literaturę polską czy polską kinematografię nie trzeba przedstawiać. Jej matka, Danuta, ilustratorska książek dla dzieci, była córką Alfreda Lenicy. Jego syn, Jan Lenica, wujek autorki, tworzył plakaty i eksperymentalne filmy animowane. Tak więc „byli sobie raz” i byli wszyscy nieprzeciętni, wybitni, genialni, światowego formatu. Wybitny też był – na swój sposób – a już na pewno charakterny, kot Iwan, najsłynniejszy w polskiej literaturze kot, bynajmniej nie wymyślony przez Konwickiego, jak niektórzy czytelnicy sądzili, tylko wiernie przez niego opisany równoprawny członek rodziny. Jednak zdaniem Tadeusza Konwickiego najwybitniejszy z całej familii był jego teść – Alfred Lenica, o którym napisał w „Kalendarzu i klepsydrze” po wielkiej wystawie w Zachęcie w 1974 roku takie słowa:

„Rany boskie, rany boskie, ten łagodny, safandułowaty starzec jest wielkim, prawdziwym artystą. Może jedynym bezinteresownym artystą w naszej rozległej rodzinie. Kłaniam ci się, dziadku – siurpryzo, do samej ziemi. Chylę głowę z najgłębszym podziwem. Twoje życie wybuchło na koniec jak wulkan feerią barw, blasków i gwiazd”.

Te dwa obrazy, które mamy w depozycie i które bywają na naszych wystawach czasowych, są miłym refleksem tej „feerii barw, blasków i gwiazd”.

Konwiccy z Wileńszczyzny, Lenicowie z Poznania, a spotkali się w Warszawie. Do Warszawy Tadeusz Kownicki zabrał swoją ukochaną Wileńszczyznę wraz z jej romantyzmem i jej duchami, i umieścił ją na Nowym Świecie i okolicznych ulicach, gdzie mieszkał, gdzie się z jakąś obrzędową regularnością co dzień przechadzał. Te ulice i inne ścieżki wspomnień jego córka, również artystka – trudno, żeby było inaczej, mając takie geny – teraz przemierza w swojej książce i nas, czytelników, na ten spacer zaprasza.

A tak poza tym, w którą stronę polskiej kultury by się nie obrócić – tam wszędzie Kresy, z bliska czy z oddali, panoramą czy choćby lichym skrawkiem wychyną...

Galeria zdjęć

Dobrymi wiadomościami fajnie się dzielić z innymi!

Data publikacji:

Aktualności Może Cię zainteresować...

Przemysław Ślusarczyk z orkiestrą na Zamku
Brawurowy recital na Zamku

Powodzenie!

Niepowodzenie!