„Sukmanny bohater spod Racławic” – tak go nieco żartobliwie, nieco sentymentalnie nazywa Józef Wittlin w napisanej na emigracji książce „Mój Lwów”, która jest właśnie sentymentalną, marzycielską podróżą do przeszłości, pamięciowym portretem ukochanego Miasta.
Miasto, do którego przylgnęło wyrażenie „semper fidelis”, było wierne również pamięci Tadeusza Kościuszki. We Lwowie w latach 1894-1944 wystawiana była, w specjalnie dla niej wybudowanej rotundzie, „Panorama Racławicka”, którą obecnie możemy oglądać we Wrocławiu. Obraz bitwy stoczonej 4 kwietnia 1794 roku, 230 lat temu. Lwowski ratusz zaś zdobiła „Polonia”, która dzisiaj znajduje się w Brzegu. Namalował ją Jan Styka, zanim, wraz z innymi malarzami, przystąpił do tworzenia „Panoramy”. Tu i tam głównym bohaterem jest Naczelnik. U nas w Muzeum widzimy go w centrum obrazu, pośród tłumu postaci z polskiej historii, a więc jakby w centrum tejże historii. Wymowne to. Ale przy całym szacunku dla obrazów i pomników – zwłaszcza pomników, bohaterowie na nich uwiecznieni martwieją z czasem, pomnikowieją, stają się – dosłownie – pomnikami, a powinni być dla nas żywymi ludźmi. Pomniki, w których zastygli, ich nie ożywią. Taki los spotkał również Kościuszkę, patrona niezliczonych szkół, ulic, placów, instytucji, Kościuszkę na koniu i na piechotę, który od nadmiaru swej sztucznej obecności w przestrzeni publicznej spowszedniał nam i znijaczał. Tymczasem był tak niezwykłą i fascynującą postacią! Kościuszkę i takich jak on trzeba z pomników – nie strącać – tylko trzeba im z tych pomników pomagać schodzić, aby wciąż grali role, jakie powierzyła im historia. Tak jak uczyniono to w filmie „Kos”, tak jak w powieści Cezarego Harasimowicza „Testament czyli opowieść o Tadeuszu Kościuszce słowami jego ordynansa, syna afrykańskiego księcia Agrippy Hulla”, ukazujących Kościuszkę, zgodnie z prawdą historyczną zresztą, zarówno jako rycerskiego, wrażliwego romantyka, jak i twardo stąpającego po ziemi realistę, i kozaka nie z tej ziemi, który swój zadarty nos nie od parady nosił, bo i zadzierał go wysoko, ale w słusznych sprawach, takich jak wolność „wasza i nasza”, amerykańska i polska, narodu szlacheckiego i narodu chłopskiego, bez panów i niewolników, na równi i solidarnie. Stąd ta chłopska sukmana, którą szlachcic Kościuszko przywdział. Aczkolwiek, nawiasem mówiąc, „sukmannym bohaterem spod Racławic” mógłby być równie dobrze nazwany Bartosz Głowacki...
Powodzenie!
Niepowodzenie!