Szanowni Państwo, nie 13, jak było zapowiadane, ale 20 grudnia (piątek, godz. 18.00, Sala Konferencyjna) zapraszamy, wraz z panią Ewą Wróbel, do Klubu Książki Herbacianej. Przepraszając za to przesunięcie w czasie, załączamy felieton, w ramach „powtórki z rozrywki”, o postaci literackiej (ale czy tylko literackiej?), potężnej i ponadczasowej, większej niż nam się wydaje, a wymyślonej przez Marię Konopnicką, bohaterkę spotkania i książki biograficznej Iwony Kienzler, wokół której będzie się toczyć dyskusja:
Tytuł przydługawy, barokowy, a temat łatwy-niełatwy, ale na pewno ryzykowny, może się wydać komuś głupie, infantylne takie cofanie się do dziecięcej lektury. Po co? Ot, takie koszałki-opałki! – ktoś powie. Trącące myszką. Dlatego musiałem spisać te rozważania, aby uporządkować sobie w głowie co nieco. A spisując złożyłem w ten sposób hołd tytułowemu bohaterowi, który też spisywał, co mu tam w głowie zaświtało, a w duszy zagrało, pod wpływem otaczającego go świata – Koszałek-Opałek był wszak człowiekiem pióra, a właściwie krasnoludkiem pióra.
No właśnie.
Koszałka-Opałka nie trzeba nikomu przedstawiać. A więc go przedstawmy. Tak dla przypomnienia... Bohater baśni Marii Konopnickiej „O krasnoludkach i o sierotce Marysi”. Większość z nas czytała to w dzieciństwie. A jeszcze jak dołożymy do tego ilustracje Jana Marcina Szancera do książki... Cudo, arcydzieło! Czarująca książka. Prawdopodobnie najwybitniejsze dzieło tej autorki. Spójrzmy na nie teraz tak bardziej po dorosłemu, jak na przypowieść, parabolę, użyjmy Koszałka-Opałka jako pretekstu. Może będzie z tego jakiś pożytek...
Koszałek-Opałek. Kronikarz. Mędrzec. Historyk. „Nadworny Historyk Króla Jegomości Błystka” – to jego oficjalny tytuł. Autorytet wśród Krasnoludków nie-pod-wa-żal-ny. Wieszcz narodu – można powiedzieć. Jak Mickiewicz. Pisarstwem swoim budujący „arkę przymierza między dawnymi a nowymi laty”. Strażnik pamięci, ciągłości, tradycji. Od wieńców z rozmaitego zielska, jakie wdzięczni rodacy z szacunku kładli mu na głowę – włosy mu się wytarły i wyłysiał. Zarówno przebywając na dworze króla Krasnoludków Błystka, jak i podczas wędrówek, „badań terenowych” – jak byśmy dzisiaj językiem naukowym powiedzieli, nie rozstawał się z piórem (gęsim), niewiele mniejszym od niego, które nosił na ramieniu jak karabin, oraz kałamarzem zawsze pełnym atramentu, jego amunicją, no i przede wszystkim księgą, w której zapisywał wydarzenia bieżące i historyczne, wraz ze swoimi komentarzami, albowiem jego ambicją było opisanie w tej księdze całej historii Krasnoludków. Zawsze gotowy był przelać na jej karty swoje myśli i spostrzeżenia. „Co widział, co słyszał...” – zacytujmy tutaj Konopnicką. „Co widział, co słyszał, to spisywał wiernie, a czego nie widział i nie słyszał, to zmyślił tak pięknie, iż przy czytaniu tej księgi serca wszystkim rosły”. Trafione w punkt! – jak mawia internetowa młodzież. Istota Koszałka-Opałka została tutaj genialnie uchwycona. Ale czy tylko jego? – zapytajmy retorycznie. A może to uchwycona została ogólna zasada, reguła: „koszałkizmu-opałkizmu”, czyli po prostu literatury, literatury historycznej i literatury w ogóle. Powtórzmy to trafienie w sedno: „Co widział, co słyszał, to spisywał wiernie, a czego nie widział i nie słyszał, to zmyślił tak pięknie, iż przy czytaniu tej księgi serca wszystkim rosły”. Później, kiedy atrament cały z jego kałamarza niszczycielsko zalał tę księgę, zniszczył ją nieodwracalnie – a była ona jego życiem, i dziełem jego życia, a on był od niej uzależniony, jak od narkotyku, wtenczas to Koszałek-Opałek załamał się, pierwszy raz w życiu straciwszy wiarę w siebie i we własną mądrość. Ponieważ jego mądrość to była księga. A ona uległa zatracie. On stworzył księgę, a księga jego stworzyła. Polegał bardziej na niej niż na swojej pamięci. A więc można powiedzieć, że był kolejną ofiarą tego wynalazku, jego obosieczności, wynalazku pisma, nad którego dokonaniem ubolewał Platon w jednym ze swoich dialogów, ponieważ miało osłabiać pamięć. Zanim nie nastąpiła tej księgi zagłada, Koszałek-Opałek był nie tylko przekonany o swojej mądrości, ale i zarozumiały był czy też bywał, i pychą się nadymał, jak go o tej mądrości nachodziło nagłe przypomnienie. Tak poza tym był poczciwy i dobrego serca. Nikomu krzywdy nie zrobił. Zarozumiały był, chociaż nie rozumiał wielu najprostszych rzeczy. Co gorsza, nie zdawał sobie sprawy z tego, że ich nie rozumie. Myślał, że rozumie. To najgorszy rodzaj ignorancji. Jego mądrość była książkowa, poparta tylko znikomym osobistym doświadczeniem. Trudno jest mieć z opisu konia, tak na marginesie, choćby opisu najdoskonalszego, wyobrażenie, jak koń wygląda, jeśli się go na oczy nigdy nie widziało. Brak życiowego doświadczenia pogłębiał jeszcze Koszałka-Opałka wrodzoną naiwność i łatwowierność, co czyniło z niego łatwy cel dla hochsztaplerów i oszustów wszelkiej maści.
Konopnicka dała mu prześmiewcze miano. Koszałki-opałki istniały w polszczyźnie przed pojawieniem się naszego bohatera w tak zwanym świecie przedstawionym książki. Koszałki-Opałki to głupoty, bzdury. Mówić koszałki-opałki, pleść koszałki-opałki. Wiadomo, co to znaczy. Koszałek-Opałek to tak zwane imię, nazwisko znaczące, które charakteryzuje bohatera – chwyt literacki stary jak literatura, zwłaszcza komediowa, humorystyczna. Koszałek-Opałek dlatego tak się nazywa, ponieważ naprawdę, mimo że ma dobre serce i jest w sumie dość niegłupi, często koszałki-opałki plecie i spisuje. Jako piewca chwały krasnoludzkiego narodu, często nie zna w tym miary, na przykład kiedy twierdzi, że Krasnoludki to są w istocie olbrzymy, które tylko kurczą się, aby zaoszczędzić na ubiorze i jedzeniu! Taki z niego narodowy megaloman, podszyty kompleksami. Mamy tu niemal podręcznikowe scalenie manii wielkości z kompleksem niższości. Ale trzeba mu oddać sprawiedliwość: umie pięknie opowiadać, szczególnie dzieci lubi raczyć opowieściami o historii Polski, przeplatając ją legendami i na poły legendami, a one chętnie słuchają tego. Przypomina tutaj Szekspirowskiego Puka, istotę fantastyczną, psotnego duszka, który w powieści Rudyarda Kiplinga „Puk z Pukowej Górki” podobną pełni funkcję co nasz bohater. Jest nosicielem pamięci historycznej i przekazuje ją młodym. Opowiada napotkanym, przypadkiem – nie przypadkiem, najwdzięczniejszym ze słuchaczy, czyli dzieciom, które pragną bajek i prawdy zarazem, a dzieje się to na przełomie XIX i XX wieku w Anglii, opowiada im o wydarzeniach z historii Albionu, których on był świadkiem: o czasach rzymskiej ekspansji, o rycerzach króla Artura, mieczach Waylanda, Robin Hoodzie, o Wilhelmie Zdobywcy, zmaganiach Sasów z Normanami i wielu innych. Koszałek-Opałek nie jest nieśmiertelny jak Puk i nie gościł w chacie Piasta i Rzepichy w czasie postrzyżyn ich syna Siemowita, ale ta nieśmiertelność indywidualna zastąpiona została nieśmiertelnością i trwaniem zbiorowej pamięci Krasnoludków, przekazywanej z ojca na syna, z matki na córkę. Krasnoludki co najmniej od czasów Piasta, a nawet jeszcze wcześniejszych, Lechickich, towarzyszyły historii nadwiślańskiego kraju i przekazywały sobie z pokolenia na pokolenie i kronikarz kronikarzowi o tym wiadomości.
Koszałek-Opałek jest oczywiście parodią, parodią kronikarza średniowiecznego, takiego jak Wincenty Kadłubek. Ten to był dopiero bajarz, zmyślacz, co się zowie, w naszej historii największy, prawdziwy Koszałek-Opałek, który ustarożytnił polską historię, pod jego piórem starożytni Polacy toczyli zwycięskie boje z samym Aleksandrem Wielkim i samym Juliuszem Cezarem! Oczywiście nie tylko średniowiecznych, ale w ogóle kronikarzy wszystkich czasów jest on parodią. Ale – od razu zaznaczmy – nie jest to parodia zjadliwa, tylko parodia łagodna, pełna sympatii. A pamiętnikarze wszystkich czasów, wspominkarze, autorzy diariuszy podróżnych i dzienników? Nie mają w Koszałku-Opałku swego satyrycznego patrona? A historycy wszystkich czasów, również współczesnych, dumni ze swego obiektywizmu, który jednakowoż jest dyskusyjny, z wielu powodów – swego humorystycznego portreciku w nim nie znajdują? A intelektualiści XX wieku? Czyż to nie Koszałki-Opałki? Przynajmniej niektórzy? Niektórzy z nich byli naiwni i łatwowierni jak Koszałek-Opałek. Dawali się zwieść fałszywym ideologiom, jak Koszałek-Opałek lisowi Sadełko. Wpadłszy raz do jego nory, zamiast widzieć w nim pospolitego oprawcę drobiu, Koszałek ujrzał, w swej naiwności, wielkiego pisarza, na co dowodem miała być masa piór w jego norze zalegająca. Pozostałości po krwawej uczcie w oczach naiwnego kronikarza były świadectwem wielkich przymiotów ducha – tak jak dla Don Kichota obracające się wiatraki były olbrzymami, z którymi należy się jako ze złem wcielonym rozprawić. Idźmy dalej. Czy Koszałkami-Opałkami nie są również narody i państwa? Narody i państwa, które mają swoje historie, swoje narracje (modne słowo), swoje narracje i polityki historyczne – i tym ze sobą wojują, konkurują? Nikt nie chce być postrzegany jako halabardnik historii. W jednej ze swoich książek Ryszard Kapuściński pisze, że każdy pokrzywdzony przez historię naród ma w swoich dziejach jakieś chwile świetności, które wspomina z dumą, dzięki czemu zachowuje psychiczną równowagę. Były więc w swoim czasie lokalnymi mocarstwami i Serbia, i Węgry, i Bułgaria, i Ruś Kijowska, były i Czechy. I wreszcie czy Koszałkami-Opałkami nie jesteśmy my wszyscy, którzy też mamy swoje racje i narracje, którzy wiecznie poszukujemy prawdy i wiecznie się z nią rozmijamy? „Prawda jest ze wszystkiego najlepsza” – powiada nasz patron Koszałek-Opałek w rozmowie z dziećmi. Które słuchają go chętnie. W umysłowej ruchliwości Koszałków-Opałków jest nadzieja. Bo co prawda prowadzi ich ona nieraz na manowce, ale również ich stamtąd wyprowadza. Dzięki ich dziełom dochodzimy do najgłębszej prawdy o człowieku. Koszałek-Opałek, ten Konopnickiej, i pozostałe Koszałki-Opałki z czasem mądrzeją, mądrze pokornieją, zdobywają się na dystans do samych siebie... ale to już są zupełnie inne historie.
Tak więc Konopnicka dała prześmiewcze imię swemu bohaterowi. Czy aż tak bardzo chciała go wyśmiać, a wraz z nim wszystkich pisarzy, zmyślaczy, jak również tych, którzy się za zmyślaczy, za Koszałków-Opałków nie uważają, a są nimi w istocie albo po części? Zapewne. Ale nie do końca. Z Koszałkiem-Opałkiem jest podobnie jak ze wspomnianym Don Kichotem – pierwotny zamiar wyśmiania przerodził się w apoteozę. Obaj są błędnymi rycerzami. Tak, tak, nawet Koszałek-Opałek jest błędnym rycerzem. Błędnym rycerzem prawdy. Tyle że bronią jego jest pióro, kałamarz i księga, które taszczy ze sobą wędrując przez świat. Błędnym jest, czyli tym, który błądzi, szukając prawdy.
ab
Powodzenie!
Niepowodzenie!