Józef Brandt – przywódca tzw. monachijskiej szkoły malarstwa polskiego, autor obrazów batalistycznych, historyczno-rodzajowych i rodzajowych, osadzonych w kresowym krajobrazie i historii, obrazów, które inspirowały piszącego „Trylogię” Henryka Sienkiewicza – jest jednym z najwybitniejszych malarzy koni.
Tradycje kawaleryjskie, jakimi szczególnie szczyciła się Polska, sprzyjały tej tematyce i malarstwo o tej tematyce było kawaleryjskiej tradycji wyrazem. A więc wyrażało ono miłość do koni jako wiernych towarzyszy w boju rycerza, szlachcica, do piękna i charakteru stworzeń, z którymi człowiek na dobre i złe związał swoje losy, w walce, w pracy, i dzięki którym tak wiele dokonał na świecie.
W naszych zbiorach jest jeszcze jeden obraz Brandta (o „Modlitwie w stepie” albo „Madonnie Ormiańskiej” niedawno pisaliśmy) pt. „Zaganiacz na koniu”. Ozdabia on, wraz z innymi płótnami znanych polskich malarzy z kolekcji rodziny Mroczkowskich, salonik mieszczański na wystawie „Kresy. Ocalone wspomnienia”.
Cóż widzimy na obrazie? Najprawdopodobniej scenę z polowania. Wycinek sceny. Zanim jeszcze się polowanie na dobre zaczęło. A może już się skończyło? Tytułowy zaganiacz, drobny zapewne szlachciura zaściankowy, chudopachołek, albo i chłop, siedząc na tytułowym koniu, z łukiem przez ramię przewieszonym, patrzy właśnie w naszą stronę. Może za chwilę zawoła: „Niedźwiedź, mospanie!” albo coś w tym rodzaju. Jaką zwierzynę będzie zaganiał? Tuż przy końskich kopytach niecierpliwie stąpają trzy charty, nieodmiennie z polowanie się kojarzące. Nieco dalej wozy wyładowane ludźmi, zaprzężone w konie, u ganka karczmy (?) przywiązane wierzchowce. Taka scenka rodzajowa, myśliwska, z dominującym motywem konia wierzchowego i pociągowego.
Powodzenie!
Niepowodzenie!